25 kwietnia 2015

Być...? Nie być...?

Od dłuższego już czasu zastanawiałam się, co mnie tak wykańcza psychicznie... Pomimo przesypiania dość sporej liczby godzin, dobrego odżywiania się, ruchu i nawet zachowywania odpowiedniej higieny ciągle jestem zmęczona, zmieszana, świat co chwila staje się odległy, nerwy coraz częściej puszczają wodze a przeróżne psychozy dają o sobie znać... Jednak nie zawsze... A raczej nie przy każdym. Kiedy tylko to zauważyłam dotarło do mnie, że to w ludziach leży sedno problemu. Tylko jakiego? Co takiego sprawia, że nie panuję nad sobą a z każdą chwilą mam ochotę wycelować pięścią prosto w twarz stu osobom jednocześnie? Ale czemu nie wszystkim? Konkretne postacie mojego życia unikają tego tak sprawnie, że zapomnienie przychodzi bardzo szybko i jestem w stanie skupić się na relaksie oraz czerpaniu radości z tego, co lubię. Niestety, co się nie odwrócę od razu w myślach pojawia się "Gdybyście wiedzieli jak bardzo Was nienawidzę odkrylibyście nowe dno piekła...". Słowo klucz? Gdybyście... Gdybanie, coś czego nie widzieliście, nie zobaczycie i nie chcecie doświadczyć, łatwo stąd przejść do unikania a potem do oszustwa. I już wiadomo, co powoduje szok moich neuronów, trzęsąc całym ciałem. Oszustwa, kłamstwa, których nie chcę a mój organizm stara się ich pozbyć w znany mu sposób. Za to mózg jeszcze walczy... Nie wiem po co, ale walczy. Chyba nie jest w stanie przestawić się z prawie dwuletniego kłamstwa na prawdę. Doskonale wie, jak może się to skończyć i stara się zminimalizować skutki do minimum. O jakim kłamstwie mowa? O byciu wbrew sobie. Na własne życzenie. Wkraczając do zupełnie innego świata wiedziałam, że mogę zacząć od nowa, zbudować siebie, lepszą siebie. I z takim postanowieniem wkroczyłam w inny wymiar. Na początku niepewnie, badając na ile mogę sobie pozwolić. A nie mogłam na zbyt wiele. To, co znałam zawaliło się, zamieniło w proch... Wtedy dostałam niezłego kopa, nie tylko ludzie, ale i kultura jaką oni znają wymusiła na mnie ten a nie inny schemat postępowania. Wystraszyłam się, bo może to wcześniej ja zachowywałam się niewłaściwie? Nastąpiła kompletna defragmentacja mojej osobowości, charakteru. Z czystego strachu dałam się zmienić i trwałam w tym... bo było wygodnie. Tak, wygodnie, oni nie byli zaskoczeni, chociaż bardziej pasuje tu słowo oburzeni, moim zachowaniem a ja mogłam swobodniej poruszać się w tym kręgu, jakże ograniczonym (moim subiektywnym i prywatnym zdaniem - szczególnie mentalnie). Stałam się miła... dosyć miła, mniej złośliwa, a nawet pomocna i uśmiechnięta. Zmiana na lepsze każdy pomyśli... Jak bardzo się, do cholery jasnej, mylicie... Rzygać mi się chce na każde spotkanie z inną mną, przybierającą maskę miłości i dobroci sztucznych do cna... Sam diabeł pozazdrościłby tak pięknej zwodniczości, cudownie przekonującej i wielce skutecznej. Co mnie w tym tak irytuje? Nie powiem, to jak inni mnie widzą. Moja opinia jest do niczego, gdyż w głowie dalej siedzą mi prawdziwe myśli i nie jestem w stanie określić na ile skuteczna w kłamstwie jestem. Cechy typu szczerość, oryginalność, posiadanie własnego zdania a także wredota, która bardzo mi odpowiadała, zastąpiło znane z podstawówki opisywanie obcej koleżanki z ławki "Jest miła i pomocna. Podobają mi się u niej włosy". I koniec. Kropka. Ta cholerna kropka, która sprawiła, że wkroczenie w nowy wymiar okazało się zostaniem szarą masą, tak bardzo znienawidzoną przeze mnie. Jest to strasznie frustrujące i pomimo tego, że niegdyś moje zachowanie pakowało mnie czasem w niezłe problemy, nie przeszkadzało mi to. Ludzie obnażali swoje emocje, zdradzali swoje intencje, burzyli barierę z kłamstw. Ci, którzy chcieli chociaż przez chwilę żyć w prawdzie, szczerości, bez zdystansowanych myśli i słów, bez "To koleżanka, nie chce żeby było mi przykro", poszukać wsparcia lub kubła zimnej wody, przychodzili, wracali. Dalej nie wiem czy to heroizm godny podziwu czy masochizm, który lepiej byłoby zdusić... Wiem, że byliśmy razem w świecie, w którym pragnęliśmy być, w którym było nam dobrze. Szlag trafił wszystko, kiedy pomyślałam, że do ideału brakuje pozbycia się pakowania się w kłopoty. Trafiłam w zupełne zapomnienie i kompletnie wyleciało z głowy to, że są ludzie lubiący dominować, nie znoszący słowa sprzeciwu, nie umiejący sobie radzić ze zdaniem innych. Chyba tutaj tkwiła pułapka, w którą dałam się złapać. Wpadłam i to gorzej niż po uszy w niezłe bagno. Jedyny plus całej tej chorej sytuacji? Zabawa. Żeby totalnie nie zgłupieć wymyśliłam sobie zabawę. Daję innym myśleć, że nade mną dominują. Myślą, że nie wiem o tym... Że starają się owinąć mnie sobie wokół palca, że będę na każde ich skinienie, zgodzę się na wszystko... Niedoczekanie! Kiedy już są pewni, że tak się stało, nagle BUM i grom z jasnego nieba. Słyszą NIE. Gdybyście widzieli ich miny i mogli odczuć na sobie tą ciszę i tężejącą atmosferę. Za każdym razem byłabym w stanie dokładnie narysować tor prądu, który biegnie z ich uszu, krąży przez chwilę w rdzeniu kręgowym, szuka swojego miejsca w mózgu i rozpychając się łokciami przez zarośnięte chaszczami synapsy, rozlewa się by poddać moje słowa dogłębnej analizie nieznanym im schematem. Jest to moja chwila triumfu, którą mój mózg nie daje się napawać, bez większego trudu wymyśla wytłumaczenie i podaje je bez najmniejszego zastanowienia. Czasem mam wrażenie, że bardziej wyspecjalizował się w kłamstwach niż w prawdzie. Niestety to jedyny plus, który nijak przeważa nad minusami, a wręcz ginie wśród nich jak pyłek kurzu na dywanie. Czy da się to wszystko poodkurzać? Staram się... Dzięki tej zabawie, są w stanie odczuć choć część mojej siły. Bo wiem, że mam siłę, mocny charakter i niereformowalne zdanie. Nie wiedzą o tym i chcę wierzyć w to, że to mój as w rękawie, mój atut i super atak w krytycznej sytuacji, typu Kamehameha.


Chcę się od tego wszystkiego uwolnić i desperacko szukam dróg ucieczki. Niestety, kłamstwa które sama zasiałam są jak chwasty i choćbym traktowała je najpodlejszymi środkami, nie jestem w stanie się ich pozbyć. Wszyscy Oszukani wiedzą, że to z nerwów, ustne egzaminy źle na mnie wpływają, za dużo zajęć i to dlatego jestem nerwowa. Gorszej pomyłki nie widziałam. A jeszcze bardziej dołuje mnie to, że to moja wina. Tylko i wyłącznie. Widać pęd ku ideałowi jest w gwint zgubny. Zachciało mi się do cholery...



Tak po prostu... Because I like it



"I get wicked wicked!
I get wicked!
There's no escapin' it
Wicked!
You want to kick it
Watch me get wicked
Step up and get it
Cause I get wicked!"

[Staję się nieznośny!
Staję się nieznośny!
Nie ma od tego ucieczki
Nieznośny!
Chcesz w to kopnąć
Oglądaj jak staję się nieznośny
Podejdź i zrób to
Bo staję się nieznośny!]