15 sierpnia 2012

Nie zwykły uśmiech

Uśmiech... Nie sądzicie, że to jedna ze wspanialszych rzeczy jakie istnieją? Szczególnie ten drugiej osoby... Czyż nie jest piękny?

Wczoraj stałam na poczcie by wysłać kilka rzeczy. Obok kręciła się mała dziewczynka, która czekała cierpliwie aż jej tata załatwi wszystkie sprawy przy sąsiednim okienku. Chodziła w kółko, kucała, bawiła się jak każde małe dziecko. W pewnym momencie zauważyłam, że ta dziewczynka prawdopodobnie ma downa. Przyglądałam się jej cały czas aż raz spojrzała na mnie. Uśmiechnęłam się do niej leciutko. Kąciki moich ust ledwo drgnęły. W zamian otrzymałam od niej śliczny, szeroki i szczery uśmiech. Moje serce jakby się wtedy roztopiło. Znikąd poczułam jakąś siłę. Dalszy dzień wydawał mi się zupełnie inny od tego rano. A zrobił to jeden, pojedynczy uśmiech...

Druga podobna sytuacja przydarzyła mi się około 2 i pół roku temu. Leżałam w jednej z sal szpitalnych, gdyż byłam po zabiegu. Obudziłam się po narkozie. Lekko otumaniona rozglądałam się po sali aż tu nagle po mojej lewej stronie zauważyłam dziewczynkę. Też miała downa i też była mała. Niestety mogłam z nią rozmawiać tylko kilka chwil, ponieważ przyszła po mnie pielęgniarka. Ale ta dziewczynka przywitała się ze mną ciepło, przedstawiłyśmy się sobie, zapytałyśmy o wiek. Żałowałam jedynie, że po pobudce nie mogłam być bardziej rozgarnięta, żeby zapytać ją o więcej i słyszeć lepiej. Musiałam kilka razy prosić o powtórzenie zdania, ale ona i tak się nie zrażała. Dalej rozmawiała ze mną, grzecznie i pewnie udzielając odpowiedzi. Zapamiętałam jej imię, wieku niestety nie, czerwoną bluzkę i ciemne, krótkie włoski oraz tego samego koloru oczy. Oraz tą jej lekko uśmiechniętą twarz.

Zabrnijmy jeszcze dalej... Było to, kiedy miałam około 4 lat. Niedaleko mnie mieszkał pewien chłopiec. Z tego, co mama mi mówiła, inne matki dziwiły się a wręcz burzyły jak to ja mogę się z nim bawić jak z normalnym dzieckiem. Jak mogę się z nim bawić w "dom", jak budować zamki z piasku... Teraz ich stosunek do tego dziwi mnie niesamowicie i podejrzewam, że będzie dziwić nadal. A ten chłopiec miał porażenie mózgowe. Pamiętam, że wolałam bardziej bawić się z nim, niż z innymi dziećmi., że dla mnie był normalny, nie było w nim nic innego, nie różnił się niczym od reszty dzieci. Jedyne co, to potrzebował więcej troski, więcej uwagi i spokoju, który ja miałam od zawsze.  Teraz nie mam z nim żadnego kontaktu.  Ale nie zapamiętałam go jako chorego. Nie, absolutnie. Zapamiętałam go jako uśmiechniętego chłopca, który lubił ze mną przebywać.


Nie wiem czy tylko dla mnie szczery uśmiech drugiej osoby jest tak ważny, ale być może przez takie sytuacje nabrał dla mnie ogromnego znaczenia. Nie wiem czy to pomaga, ale staram się uśmiechać najczęściej jak tylko mogę, może komuś to będzie pomagać tak samo jak mnie?




PS. Nie, w tytule nie ma błędu. Po przeczytaniu tego posta, pewnie stanie się on bardziej zrozumiały ;)





"Mogę uwierzyć, że nie jestem sam.
Teraz nie jestem sam, więc nie będę żył smutkiem.
Mogę poczuć, że nie jestem sam.
Nigdy nie będę sam, więc nigdy nie będę miał trudnych chwil."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz